Z Marią i Łukaszem Jurkami o tym, jak i dlaczego przenieśli się z Makowa Podhalańskiego do Legnicy i jak w ich ręce trafił pałac w Targoszynie, rozmawia Anita Odachowska.
Nie jesteście Dolnoślązakami?
Łukasz Jurek: Nie, nie. Pochodzimy z Małopolski, z Makowa Podhalańskiego.
To skąd nagle spotykam się z Wami jako właścicielami pałacu w Targoszynie?
Ł.J.: Bo Dolny Śląsk, ze względu na ogromną liczbę pięknych zamków i pałaców, które nas fascynują, od zawsze nas przyciągał.
Maria Jurek: To jest bardziej fascynacja męża. Ale mi też już się zdążyła udzielić. Dlatego razem z naszymi synami przenieśliśmy się tutaj dziesięć lat temu i zamieszkaliśmy w Legnicy.
A skąd pomysł, żeby to był właśnie ten ten pałac?
Ł.J.: Już przenosząc się tutaj mieliśmy takie marzenie, żeby odnowić jakiś pałac. Dlatego po przeprowadzce do Legnicy szukaliśmy obiektu, który by nam się spodobał, a jednocześnie był w zasięgu nie więcej niż 50 km od nas. Do Targoszyna trafiliśmy przypadkowo, bo tutejszy pałac jest niewidoczny z drogi. I muszę przyznać, że od razu się w tym miejscu zakochaliśmy.
I co dalej? Jakie są plany na ten remont? Czy zamierzacie go robić własnymi środkami?
M.J.: Mało kto posiada takie środki, jakie są potrzebne na renowację jakiegokolwiek zabytku. Ale próbujemy je zdobyć wszędzie, gdzie to tylko możliwe.
Ł.J.: Założyliśmy Fundację Marysieńka, która nosi imię mojej żony, ale też postaci z lokalnej legendy, którą usłyszeliśmy krótko po zakupie, i bardzo nam się ta postać, jak i legenda spodobała.
Czym zajmuje się Fundacja Marysieńka?
M.J.: Naszym głównym celem jest zdobycie środków na remont pałacu, a także parku i wszystkich obiektów folwarcznych. Oczywiście, nie uda nam się to w jednym czasie. Musimy się uzbroić w cierpliwość i nauczyć metody małych kroków. Zarówno pałac, jak i park są obiektami zabytkowymi, których renowacja i odtwarzanie niektórych elementów muszą się odbywać pod ścisłym nadzorem konserwatorów zabytków.
Ł.J.: Do tej pory, ze środków własnych, udało nam się odtworzyć i zamontować dwie bramy, które strzegą wjazdu na teren parku pałacowego, a także wyremontować część muru okalającego park. Zleciliśmy też wykonanie projektu architektoniczno-budowlanego remontu pokrycia dachowego, bez którego kontynuacja kolejnych prac byłaby niemożliwa. Ale to wierzchołek góry lodowej.
Jakie prace są teraz najpilniejsze?
Ł.J.: Najważniejszy teraz jest remont dachu i częściowy remont poddasza pałacu, które są bardzo zniszczone, więc ich zabezpieczenie jest kluczowe dla bezpieczeństwa konstrukcji całego budynku. W zakres prac wchodzą także m.in. przemurowanie kominów, wykonanie pokrycia dachowego i rynien. Koszt tych prac to niebagatelna kwota 1 153 352,81 zł, z czego 461 456,46 zł pokryjemy ze środków Fundacji, a o wsparcie nas pozostałą kwotą złożyliśmy wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Szykuje się praca na lata. Za ile lat możemy się spodziewać zakończenia prac?
Ł.J.: Optymistyczny scenariusz to 5 lat od rozpoczęcia pierwszych prac. O pesymistycznym na razie nie myślę.
Skąd, oprócz ministerstwa, chcecie pozyskiwać środki na remont?
M.J.: Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego, więc liczymy, że ktoś z miłośników zabytków lub lokalnej społeczności zechce nam w tym roku przekazać 1,5% swojego podatku. Poza tym prowadzimy stałą zbiórkę. Cały czas można też przekazywać darowizny na konto naszej Fundacji. Mamy również puszki kwestarskie i każdy, kto chce nas wesprzeć, a prowadzi na przykład sklep czy inne miejsce, w którym bywa wiele osób, może taką puszkę od nas otrzymać i postawić ją u siebie. Jeśli tylko będzie taka potrzeba, dostarczymy też ulotki, plakaty, foldery.
Ł.J.: Pracujemy też nad tym, żeby od wiosny na terenie parku organizować ciekawe wydarzenia, które przyciągną mieszkańców nie tylko Targoszyna i gminy Mściwojów, ale także obu powiatów, na których granicy jest położony, czyli jaworskiego i świdnickiego.
A kiedy już skończycie, to co tutaj będzie? Hotel? Spa?
Ł.J. Nie. Zależy nam na tym, żeby przywrócić ten obiekt społeczeństwu. Oprócz tego, że będzie on siedzibą Fundacji Marysieńka, chcemy tutaj prowadzić Instytut Dzieł Utraconych po II wojnie światowej. Już teraz lokalny artysta ze Świdnicy, pan Robert Kukla, tworzy dla nas reprodukcje kilku obrazów z Listy Dzieł Utraconych prowadzonej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Docelowo chcemy stworzyć tutaj Galerię tych dzieł. Ale to nie wszystko.
M.J.: Lubimy działać charytatywnie. Dlatego chcielibyśmy, aby powstał tutaj też ośrodek arteterapii, w którym odbywałyby się warsztaty terapeutyczne dla dzieci, młodzieży, ale też dorosłych potrzebujących takiego wsparcia. Ogromne możliwości daje park, w którym moglibyśmy zorganizować dodatkowe zajęcia terapeutyczne, czyli hipoterapię czy dogoterapię. Planujemy organizować plenery malarskie i inne ciekawe wydarzenia kulturalne.
Ł.J.: Jeśli chodzi o hotel, to też jest w planach, jednak nie w pałacu, tylko w zabudowaniach folwarcznych. Chcemy też stworzyć tutaj małe gospodarstwo rolne, z pasieką i własnymi uprawami. Nasz prawie 320-letni platan to drzewo miododajne, więc trzeba to wykorzystać. Sam pałac ma wiele możliwości. W przyszłości może uda się tutaj stworzyć także klimatyczną restaurację. Ale zanim to tego dojdzie, jeszcze długa droga przed nami.
Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za powodzenie w zdobywaniu pieniędzy w tych niełatwych czasach.