– Co to jest? – powiedziała Dorota sama do siebie. Tomek już trzymał przedmiot w rękach, oczyszczając go z resztek ziemi i trawy. A każdemu ruchowi chłopca towarzyszył ten dźwięk, tyle że im przedmiot był czystszy, tym czystszy był ten dźwięk.
Po chwili wszystko było jasne. To był dzwonek rowerowy! Dorota wyciągnęła rękę, a synek posłusznie go podał. Wyryte na dzwonku wzory i napisy były mało widoczne. Potarła go kilkakrotnie rękawem bluzy i przeczytała napis:
Pośrodku, między imieniem i nazwiskiem znajdującym się na górze a niemiecką nazwą Targoszyna na dole, widniała czterolistna koniczyna. Metal wyglądał na miedź.
Dorota wzięła synka za rękę, ściskając dzwonek w drugiej dłoni. To odkrycie w ponadstuletnim parku nie mogło przydarzyć się bardziej właściwej osobie. Dorota z przyjemnością odkrywała tajemnice wsi, w której zamieszkała z mężem po kilku latach życia we Wrocławiu. To ona uparła się, żeby przenieśli się na wieś. Urodzona i wychowana w Krakowie, chciała żyć z dala od zgiełku wielkiego miasta. Krzysztof, jej mąż, pochodził z Targoszyna i jego nieżyjący już rodzice zostawili tam po sobie dom.
Trzydziestoletnia Dorota natychmiast wsiąknęła w wiejskie życie. Szybko zaprzyjaźniła się ze wszystkimi mieszkańcami. Miała wrodzony dar zjednywania sobie ludzi i zaraźliwy śmiech, który to ułatwiał. A śmiała się często. Pewnego dnia jedna ze starszych sąsiadek opowiedziała jej legendę o Marysieńce – młodej Polce, która była ulubienicą właścicielki targoszyńskiego pałacu, baronowej Luizy. Nieważne, czy legenda miała coś wspólnego z prawdą i ile do niej dopowiedzieli przez kilkadziesiąt lat przekazujący ją sobie z pokolenia na pokolenie mieszkańcy. Ważne, że była ciekawa, piękna i związana z miejscem, które Dorota wybrała do życia. Bardzo jej się to podobało i gdzie tylko mogła, szukała śladów Marysieńki. A poza tym była z Krakowa, a jeden ze śladów pięknej Polki z Marcinowic tam właśnie prowadził…
Dlatego kiedy zobaczyła dzwonek, pierwsze, co przyszło jej do głowy, że to może być dzwonek od roweru Marysieńki. Aż ciarki ją przeszły na samą myśl! Gdy wróciła do domu, zaczęła grzebać w zgromadzonych dotychczas dokumentach i w Internecie. I znalazła! W zarysie monografii Targoszyna pojawia się nazwisko Martina Lindnera – właściciela warsztatu elektrycznego.
– Ale skąd dzwonek z jego nazwiskiem? – mówiła do siebie na głos.
Z tego, co wiedziała, takie dzwonki były swego rodzaju wizytówkami sklepów rowerowych. Potwierdziła to jeszcze u kolekcjonerów takich dzwonków, których grupę znalazła na Facebooku. Może Martin Lindner oprócz warsztatu miał też sklep? I może ojciec Marysieńki właśnie tam kupił rowery dla swoich dzieci? Może na takim rowerze odjechała w siną dal i ślad po niej zaginął? A może zawiozła ją baronowa?
– No tak. Ale skąd ten dzwonek znalazł się w pałacowym parku? I jakim cudem tak dobrze się zachował? I jak to możliwe, że nikt go do tej pory nie znalazł? Przecież roi się tutaj o „poszukiwaczy skarbów” z wykrywaczami metalu w dłoniach! – mówiła do siebie dalej, już w myślach. Ale był już późny wieczór, a ona była zmęczona. Wpatrywała się w dzwonek i w dokumenty, które leżały przed nią, oświetlone światłem monitora, i nagle jej głowa osunęła się na biurko.
– No tak. Ale skąd ten dzwonek znalazł się w pałacowym parku? I jakim cudem tak dobrze się zachował? I jak to możliwe, że nikt go do tej pory nie znalazł? Przecież roi się tutaj o „poszukiwaczy skarbów” z wykrywaczami metalu w dłoniach! – mówiła do siebie dalej, już w myślach. Ale był już późny wieczór, a ona była zmęczona. Wpatrywała się w dzwonek i w dokumenty, które leżały przed nią, oświetlone światłem monitora, i nagle jej głowa osunęła się na biurko.
– Kto szybciej objedzie cały park, naszą trasą! – Marysieńka rzuciła wyzwanie swoim braciom.
– Zaczynamy i kończymy przy tym platanie.
Cała trójka stała przy swoich rowerach. Ich ojciec miał w zwyczaju kupować każdemu dziecku rower na piętnaste urodziny. Marysia, mimo że miała jeszcze dwie siostry, wolała spędzać czas z braćmi. Wspinała się z nimi po drzewach w pałacowym parku, jeździli razem na rowerach, chodzili w pobliskie góry. Uwielbiała aktywność, a z siostrami, które wolały tradycyjny model społeczeństwa, nie mogła tego robić.
Maria, o rok od niej starszy Tadek i o rok młodszy Antek stanęli na starcie przy platanie i Tadek – jako najstarszy – zaczął odliczanie.
– Trzy, dwa, jeden. Start! – krzyknął i ruszyli.
Trasę, którą mieli do pokonania, wytyczyli sami. W wielkim parku było naprawdę dużo miejsca na takie zabawy.
Marysieńka ruszyła jako pierwsza, ale bracia szybko ją wyprzedzili. Nic dziwnego – ich stroje były znacznie wygodniejsze i lepiej przystosowane do takich zawodów. Ale dziewczyna nie dawała za wygraną. Pedałowała, ile sił w nogach, żeby dogonić braci. Jej determinacja była tak wielka, że nie zwracała uwagi na powierzchnię, po której jedzie, a przecież nie jeździli tylko po utartych ścieżkach.
Nagle jej rower podskoczył na jakimś wyboju, tak że Marysieńka spadła z niego z towarzyszącym jej charakterystycznym dźwiękiem dzwonka, który musiał być wcześniej poluzowany, a teraz po prostu spadł na ziemię.
Leżała chwilę na trawie. Nie była specjalnie poturbowana. Obok niej leżał dzwonek. Zaczęła się nim bawić. Uderzać w niego, by wydawał dźwięki. Na taki widok trafili właśnie jej bracia, gdy szukali siostry, która nie dotarła do mety pod platanem.
Marysieńka lubiła wracać do swojego Targoszyna. Gdy stamtąd odeszła, nigdy nie było jej to dane za życia. Ale chętnie zaglądała tutaj po śmierci. Patrzyła, jak zmienia się wieś. Smuciła się, gdy widziała, jak podupada pałac i park, w których spędziła tyle czasu. Odwiedzała na mgnienie oka mieszkańców, którzy potrzebowali jakiegoś wsparcia. I zawsze zostawiała jakiś ślad.
Dorota poderwała głowę z biurka. Czy właśnie przyśnił jej się epizod z życia Marysieńki? Czy oglądała we śnie jej zakończone fiaskiem wyścigi rowerowe z braćmi? Czy widziała w swoim sennym marzeniu, jak dzwonek z jej roweru spada na trawę? Tak!
Wiedziała, że ten dzwonek, który znalazł jej synek, nie mógł przeleżeć tam tylu lat przez nikogo nie zauważony.
I dlatego uwierzyła, że Marysieńka, jej duch, naprawdę wraca do Targoszyna. Czy będzie mogła ją zobaczyć? Chociaż na to mgnienie oka….
Cdn.
Źródło zdjęcia: https://www.facebook.com/photo/?fbid=2214187825427589&set=p.2214187825427589