Patrzyła to na synka, to na wieżę kościoła pod wezwaniem Świętej Jadwigi, a w jej głowie zaświtała inna myśl… że to zawsze Tomek znajduje jakieś tropy Marysieńki. „Czy Tomuś ma jakąś łączność z zaświatami? – pomyślała. – A może wszystkie dzieci tak mają? Może ta ich ciekawość świata, niewinność i wrażliwość sprawia, że dobre duchy próbują nam coś przez nie przekazać?” Dorota, która od zawsze twardo stąpała po ziemi, sama nie wierzyła, że prowadzi takie wewnętrzne monologi. Duchy? Zaświaty? Łączność z nimi? A jednak! Patrząc teraz na wieżę kościoła, na której wyraźnie widziała zegar ze wskazówkami poruszającymi się w szaleńczym, całkowicie „niezegarowym” tempie, całkowicie straciła swoje pragmatyczne podejście do życia i umiłowanie realizmu. Tym razem przecież nie tylko nie śniła, ale też stał obok niej Tomek, który widział dokładnie to samo co ona. I nawet nie te poruszające się niesamowicie szybko wskazówki były tak zaskakującym widokiem, ale sam fakt, że na wieży kościoła był zegar, którego na niej… NIE BYŁO!
***
Dorota wpatrywała się w kościelną wieżę jak zaczarowana. Nagle z zamyślenia wyrwał ją krzyk Tomka.
– Mamo! Mamooo!!! No, maaamooo!!! – dopiero poczuła, że jeszcze mocniej szarpał ją za rękę.
– Co, synku? – spojrzała na niego, a potem podążyła za jego wzrokiem. Oboje patrzyli, jak jedna ze wskazówek godzinowych, która w tym szaleńczym tempie, oderwała się od zegarowej tarczy, niczym strzała przecina powietrze, przelatuje nad nimi i wbrew wszelkim prawom fizyki kieruje się w stronę pałacowego parku.
Niewiele myśląc, Dorota pociągnęła synka i ruszyli szybkim krokiem śladem wskazówki.
***
Dotarli do parku zdyszani i spoceni, bo słońce tego dnia prażyło dość mocno. Weszli przez otwartą furtkę i zaczęli się rozglądać, ale „latająca wskazówka” była szybsza od nich. Złapali oddech i rozejrzeli się na spokojnie. Tomek, podobnie jak jego mama, mimo że był jeszcze dzieckiem, doskonale wiedział, co trzeba robić. Po chwili ruszył powoli przez park rozglądając się uważnie, szukając śladów, zaglądając pod małe krzaki i przypatrując się trawie. Dorota zrobiła to samo, tylko poszła w drugą stronę.
Przeczesanie parku zajęło im dobrą godzinę. Od czasu do czasu pokrzykiwała na syna, żeby go „zlokalizować”. Tomek był jednak bardzo rezolutnym dzieckiem, więc nie bała się, że zrobi coś nierozważnego. Przez chwilę przemknęło jej przez głowę, że może powinni już wracać na kolację, ale ani ona nie czuła głodu, ani Tomek, odpowiadając na jej pytania, gdzie jest, nie nawoływał, że chce mu się jeść.
***
Wreszcie zobaczyła przed sobą platan rosnący tuż przy pałacu, a po drugiej stronie swojego synka. Oboje zbliżali się do tego najpiękniejszego drzewa w parku. Tomek znów był szybszy.
– Mamo, mamo, chodź szybko! – krzyknął, a ona przyspieszyła kroku.
Tomek stał pod platanem i patrzył raz w górę, na jego pień, raz w dół. Podeszła z mocno bijącym sercem. „Co tym razem?” – pomyślała.
W trawie pod platanem leżała wskazówka zegara. Tomek podniósł ją właśnie i oglądał uważnie. Dorota kucnęła koło niego i wyciągnęła obie dłonie gestem prosząc, by podał jej przedmiot. Posłusznie położył duży, około metrowy przedmiot na jej rękach, a ona ścisnęła go mocno, jakby chciała się upewnić, że jest realny, że nie rozpłynie się zaraz w powietrzu. Poczuła w dłoniach zimny, śliski metal. TO BYŁO REALNE! Naprawdę trzymała w dłoniach wskazówkę zegara, którego nie ma! Ochłonęła i przypomniała sobie, że Tomek patrzył nie tylko w dół, ale też do góry, na pień platana. Wstała i odwróciła się w stronę drzewa i aż podskoczyła.
Na pniu platana zobaczyła świeżo wyrytą literę M. Ale nie taką zwykłą, prostą, tylko z zawijasami, jak w pięknej sztuce kaligrafii. Dotknęła jej palcami. Rana na drzewie była świeża, jeszcze wilgotna, a pod szarą korą w wyrytym na niej znaku widać było soczystą zieleń i biel pnia. Dorota zerknęła na trzymaną w ręku wskazówkę. Na jej końcówce, niczym na ostrzu strzały, widać było resztki platanowego pnia…
***
Dorota była tak oszołomiona, że nie mogła zebrać myśli. Mimo wszystko, z jakimiś resztkami przytomności, chwyciła za telefon i szybko zrobiła kilka zdjęć inicjału. Sprawdziła jeszcze w telefonie, czy na pewno widać literę, a nie coś, co mogło jej tę literę przypominać. Nie. Była to na pewno wykaligrafowana litera M. Dorota westchnęła ciężko. Czuła się trochę dziwnie. Do tej pory ślady Marysieńki, które znajdował jej synek, choć też były namacalne, to jednak pojawiały się w dość statycznej i biernej formie. Ale wskazówka zegara nie tylko była dynamiczna, ale też w czynny sposób pozostawiła na drzewie ślad. Nie wspominając o tym, że na wieży kościelnej NIE MA ZEGARA! „Ja oszaleję! – pomyślała Dorota. – Albo może już oszalałam?…”
Odetchnęła głęboko kilka razy z rzędu. Spojrzała jeszcze raz na inicjał widniejący na drzewie i powiedziała do Tomka:
– Chodź, dziecko. Wracamy na kolację.
– Mamo, ale jak to się stało? – zapytał Tomek.
– Nie wiem, synku. Muszę nad tym długo pomyśleć – powiedziała.
Wrócili do domu, zjedli kolację. Wykąpała synka i położyła go do snu. Ale czytając mu bajkę na dobranoc była tak nieobecna, że kilka razy zwrócił jej uwagę, bo przestawała czytać. Przestawała, bo wpadała w zamyślenie o tym, co się dzisiaj wydarzyło.
***
Gdy Tomek wreszcie zasnął, tradycyjnie usiadła w swoim biurze. Objęła wzrokiem dzwonek, śmigło i kolczyki ładnie ułożone na jej dużym biurku. Z namaszczeniem dołożyła do nich wskazówkę i jeszcze raz spojrzała na ten zestaw. Dzwonek. Śmigło wiatraka. Kolczyki. Wskazówka zegara.
Gdy tak patrzyła, do głowy wpadła jej nagła myśl. Szybko przerzuciła zdjęcia inicjału z telefonu do komputera i wydrukowała jedno z nich. Dołożyła do pozostałych eksponatów. Dzwonek. Śmigło wiatraka. Kolczyki. Wskazówka zegara. Inicjał M.
Dorota usiadła na fotelu i patrzyła na te znaleziska nieprzytomnym i zmęczonym wzrokiem. Na ziemię sprowadził ją mąż, który właśnie wrócił z pracy i wszedł się przywitać. Był późny piątkowy wieczór.
– Coś się stało? – zapytał.
– Marysieńka znów dała o sobie znać, i to w spektakularny sposób – powiedziała.
– Ty i ta twoja Marysieńka – zaśmiał się. – Chodź, opowiesz mi.
Posłusznie wstała z fotela i podążyła za nim do salonu.
***
Tej nocy Dorota spała bardzo niespokojnie. Co chwila miała sny, z których szybko się wybudzała i nie mogła żadnego zapamiętać. Wreszcie, już bardzo zmęczona, nad ranem zasnęła bardzo głęboko. A gdy się obudziła, swój ostatni sen mogła opowiedzieć w najdrobniejszych szczegółach…
***
Dorota siedziała z Tomkiem na kocu rozłożonym na trawie w pałacowym parku. Oglądali różne rośliny, które zebrali w parku, żeby potem wkleić je do zielnika, który razem tworzyli. Tomek jednak znudził się, wstał i poszedł sobie pobiegać między drzewami.
Dorota położyła się na kocu i z przyjemnością chłonęła śpiew ptaków i oddychała czystym, wyfiltrowanym przez drzewa powietrzem. Gałęzie platana, pod którym leżała, poruszały się, od czasu do czasu wpuszczając drobne promienie słońca. Liście były gęste, więc niewiele ich przepuszczały. Nagle przez zamknięte powieki Doroty przedarł się błysk tak mocny, że odruchowo przysłoniła oczy. Zaskoczyło ją to, więc podniosła się i rozejrzała. Nie zauważyła jednak niczego dziwnego, więc położyła się z powrotem.
Po chwili znów coś mocno błysnęło. Znów się podniosła. I znów nic. „Mam jakieś omamy” – pomyślała, choć już sam sen, w którym to wszystko się działo, był omamem.
Gdy jednak przez zamknięte powieki błysk przedarł się po raz trzeci, wstała i ruszyła w stronę, z której wydawało jej się, że błysk pochodził. Dotarła do pnia platana, przeskoczyła na jego drugą stronę i… zobaczyła, jak w drzwiach pałacu znika postać. Mignął jej przed oczami duży kawałek błękitnego materiału i jeden czerwony pantofelek. Pobiegła w tamtym kierunku. Drzwi pałacu były jednak zamknięte, a ona nie zabrała klucza, który powierzyli jej właściciele.
Wróciła pod platan, na którym zobaczyła wykaligrafowaną literę M. Ale nie tylko. Pod nią było coś więcej:
Spotkajmy się pod platanem za tydzień. Na mgnienie oka. M.
***
Dorota obudziła się i kompletnie nie mogła dojść do siebie. Co było jawą, a co snem? Co snem, a co jawą? Czy ma pójść za tydzień pod platan? Czy inicjał wyryty wczoraj, który uwieczniła na zdjęciach, dzisiaj nadal tam będzie? Czego ona jest właśnie świadkiem? Może to wszystko to jakiś dziwny, długi sen? A może ktoś bawi się z nią w kotka i myszkę?…
Cdn.
Źródło ilustracji: https://www.msciwojow.pl/dla-turysty/zabytki/kosciol-pw-sw-jadwigii-w-targoszynie/